środa, 3 sierpnia 2016

Nothing at all...

Powrót.

Większość z kadry (gdy pracowałem za granicą naturalnie – w Polsce trochę inaczej) rzeczywiście reagowała identycznie niczym w filmach zza oceanu, tzn. gadali coś w stylu: „OMG, you again?” albo „get the fcuk out of here, U r not working with us anymore” a później śmiejąc się pytali mnie co robiłem, gdy miałem wolne od rutynowych, codziennych zajęć. Spodziewam się zatem, że nie będziecie mówić w inny sposób (a może tylko ja zawsze angielski żart preferuję, nie wiem).

Mam niezbyt wiele wspólnego z Godzillą (oprócz wyglądu), więc powracam jedynie w swoim skromnym stylu, jak to bywało już wcześniej. Miałem się pojawić tutaj znacznie później, ale niestety życie pisze inne scenariusze niż samemu chciałby człowiek. Podobno taki żywot i karma, ale co ja się tam znam.

Od 3 dni znowu jestem niestety bez pracy, gdyż kierowniczka (bo w międzyczasie zmienił się podział wewnątrz tamtej firmy) uznała, że ona woli sobie zatrudnić studenta lub dwóch (za każdego dostanie oczywiście upragniony zwrot kosztów od państwa) niż mnie, toteż przywitałem się nareszcie z moim zimnym morzem. Pogoda niby jest ok, bo ciepło i w ogóle, ale wciąż nie na tyle dobra, żeby się woda porządnie nagrzała i można było spokojnie wykąpać bez obaw o wdepnięcie w jakieś zielone g… zwane potocznie sinicami.

Nic mnie nie zaskoczyło podczas tamtego krótkiego aczkolwiek śmiesznego okresu, gdyż jestem bardzo mocno zaimpregnowany na różnego rodzaju głupoty, które jedne ludziki serwują innym. Pisałem przedtem, że nie było szkolenia, a skoro tak, to nie powiedziano mi o kolejnym ukrytym badziewiu, jakim było cudeńko o wielce szumnej nazwie „licznik czasu pracy”. O co kaman? Wyjaśniam zagadnienie.

Otóż żyjemy w czasach, w których bez komputera czy innego przenośnego urządzenia ciężko. Każdy pracownik, nowy czy stary, musi mieć konto w danym systemie, dzięki czemu zatrudniający może sobie na żądanie wyciągnąć dane odnośnie tego, co dany przysłowiowy Kowalski w ciągu dnia robił, tj. ile wykonał telefonów do klientów, kto dzwonił do niego, jakiego typu zgłoszenia zostały zarejestrowane i obsłużone, itd., itp.

Nikt mi nie powiedział uprzednio, zanim rozpocząłem pracę, z czego korzysta się tam, gdzie zostałem przyjęty, ponieważ wróżką czy czarnowidzem nie bywam (a szkoda). Drugi powód zaiste do zwolnienia nagle się objawił i spadł z nieba normalnie (czyżby manna, poprawa jakaś?).

Notabene wiecie w którym momencie? W połowie lipca dopiero (sic!) ktoś znalazł błąd na platformie firmowej, a to z powodu znikomej ilości interesantów (wiadomo przecież, że opier… się nie można, bo po co, prawda), gdyż wcześniej nie było kiedy tudzież potrzeby odświeżenia zawartości i wywalenia do kosza wszelkich niepotrzebnych rzeczy.

Dla mnie swego rodzaju kuriozum oraz pierwszy tego typu przypadek w życiu, czyli zwolnienie za usterkę w obcym oprogramowaniu, bo niby czemu jeszcze raz obrywam za czyjeś błędy, kiedy sam nic nie zrobiłem. Cały czas się uczę. A zapytany potem „co robisz?” odpowiadam równie ironicznie niczym żywcem wyjęty Franz Maurer z filmu pt. „Psy”.

Kolejna porażka na osobistym koncie. Widać tak jest mi pisane i trudno, co robić. Nie stało się nic, przyzwyczaiłem do takiego obrotu sprawy. Problemem natomiast wydaje się być fakt, że to nie są pojedyncze wypadki przy pracy, a zwielokrotnione ataki niczym stado komarzyc z pobliskiego parku.
www.youtube.com/#MeetSusana
www.youtube.com/#Down2Nothing

4 komentarze:

  1. no to niefajnie, że znowu bez pracy... bede trzymać całe 4 za rychłe znalezienie nowej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z jednej strony przykra sprawa z tą robota.
    Z drugiej jednak każda "porazke" tego typu ( a z tego co czytałam to nie jest do końca Twoja personalna porażka ) można przekuć w sukces.
    Może tak miało być ? Może te przypadkowe sploty wydarzeń nie były przypadkowe?
    Może czas zacząć coś nowego - lepszego

    Napotkanymludziom mow:
    -mam się dobrze ! A na pożegnanie rzucaj C'ya :)
    Pewnie spodziewają się ironii.
    Będą zaskoczeni.
    A i Ty poczujesz się lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. https://youtu.be/B8yz5la6PG4 to dla Ciebie. Nie jesteś sam, choć pewnie byś wolał, żeby "rudzielca" nie było.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że jesteś ale smutno mi przez to co czytam amigo. Mam dla Cię słowa pocieszenia i- jeśli pozwolisz- mogę Cię przytulić:) Nie popadaj w marazm, póki życia dopóty nadzieja. Może stworzysz jakąś aplikację i sprzedasz ją za grube miliony $? Albo napiszesz bestseler na miarę Harrego Pottera? Kto wie...
    A teraz czas na tradycyjne devine qui est revenu? Zrobiony przez słońce na mahoń i wypluskany-dla odmiany- w ciepłym morzu? Tak, to prawidłowa odpowiedź;)
    Pozdrawiam, trzymam za Cię kciuki i nie daj się życiu tylko bierz je za bary mon ami:)

    OdpowiedzUsuń