środa, 30 grudnia 2015

Happy New Year 2016!!!

Jutro kolejna huczna zabawa z okazji odejścia jednego roku i jednocześnie przyjścia następnego. Ciekawe, ile jeszcze zostało dla mnie przeznaczone? Nie wiem, jak Wam w głowie i duszy gra, ale ciągle sobie sam zadaję to pytanie, lecz nikt nie potrafi konkretnie odpowiedzieć. Dziwne, czyżby jakaś tajemnica tudzież teoria spiskowa?

Ja bynajmniej nigdzie się nie wybieram (czytaj: zero domówek ani balów; powód zawsze identyczny, zatem nie zamierzam powtarzać, ehh:/), ponieważ zostały mi już tylko kanapa i kanapki, skoro tak mawiał klasyk. Stary jestem, więc nie ma się co dziwić, natomiast brody takiej jaką posiada Mikołaj mi jedynie brakuje, no i rzecz jasna przydałby się w dodatku pełen worek z prezentami, wiadomo dla kogo.

Pozostaje mi wędrować palcem po mapie w poszukiwaniu kilku rzeczy na dobrą imprezę w terminie bliżej nieokreślonym czy nieznanym. Kierunki różne, zresztą sami zaraz zobaczycie. Towarzyszyć mi będzie bardzo fajne zwierzątko. Kiedyś w dzieciństwie chciałem mieć izomorficzne; miejsca w chałupie ciągle brak, ponieważ nic się nie zmieniło od tamtej do tej pory, a także odwieczny dylemat, a mianowicie: skąd brałbym pożywienie dla owej gadziny.

Pożyczam wszystkim z tego miejsca oraz każdemu z osobna wykręconej zabawy 31.12 aż do białego rana następnego dnia, kilku(nastu) Baltazarów wypitych na głowę i dobrego, zdrowego, szczęśliwego Nowego Roku:)

PS. Osobiście w pojedynkę ruszam zatem prędko, żeby zdążyć przywieźć i dalej obczaić przesłanie, które ktoś mi zostawił do przekazania – znajdziecie sami gdzie jest czy może pomóc? Króliczka wiadomo, należy gonić, żeby poznać prawdę. Najpierw jednak trzeba wyjść z domu. Ta bajka kończy się w tym momencie, a zaczęła się przecież tak zwyczajnie…

PS2. Gdy odpalicie już fajerwerki (poza autem) i muzyczkę we własnych odtwarzaczach samochodowych albo gdziekolwiek indziej, to odkręćcie proszę głośniki na największą skalę. Bass niech wykopie drzwi, okna prosto w 2016 rok:)

środa, 23 grudnia 2015

Christmas has arrived...

Boże Narodzenie.

Minął kolejny rok i znowu mamy Gwiazdkę. Na pewno teraz wszyscy już powoli kończą przygotowania do tej uroczystości, która ostatnimi czasy jednak trochę lekko spowszedniała oraz skomercjalizowała się w dużej mierze, a ten całokształt został stworzony za pośrednictwem...Hm, no właśnie w jaki sposób tudzież kiedy? Czyżbyśmy ominęli, przeoczyli tamten moment niechybnie?

Obwiniać nie ma kogo ani czego albo należałoby każdego i cokolwiek. Tak źle, inaczej też niedobrze. Trudno się na jakąkolwiek opcję zdecydować, dezorientacja zatem triumfuje. Trzeba usiąść, a dalej spokojnie przeanalizować, zastanowić wykorzystując swoje szare komórki. Tylko kiedy, skoro zawsze narzekamy z powodu braku czasu. Mówi się, że owo zagadnienie jest pojęciem względnym.

Pożyczam zatem dużo wolnych chwil, żeby móc je przeznaczyć na różne rzeczy. Koniecznie w gronie rodzinnym. Oprócz tego dorzucam jeszcze sporo cierpliwości, spokoju i ogólnie odnalezienia niegdyś zapodzianych, odesłanych w kąt, kawałków puzzli naszego życia, gdy sami byliśmy młodsi. Przypomnieć, zapamiętać nie zaszkodzi.

czwartek, 17 grudnia 2015

Some problems with water pipes...

Woda.

Wiadomo pewnie wszystkim, nie od dziś, że żywioły są okrutne i niszczą cokolwiek stanie na ich drodze. Wczoraj ja również boleśnie się o tym przekonałem na własnej skórze, bo sąsiadka z góry po raz n-ty już od początku remontu, zalała mnie, a jakże. Zgadliście, za chwilę zamierzam napisać kolejne pismo do administratora budynku,w którym mieszkam.

Sytuacja powtarza się konkretnie od września br., gdyż poprzednia lokatorka wyprowadziła się z powodu znalezienia sobie jakiegoś większego tudzież lepszego lokalu albo jeszcze coś innego, nie mam zielonego pojęcia i guzik mnie obchodzi gdzie. Wobec tego ktoś inny na to miejsce przyszedł i od razu zaczął całościową, kompletną renowację, która potrwa, przy dobrym wietrze oczywiście, do przyszłej Gwiazdki.

Rozumiem, że trzeba przeprowadzić ów proces konserwacji, itp., ale ja w tym wypadku chyba, a nawet na 100%, nie jestem tam potrzebny. Niby w jakim celu miałbym zostać zaangażowany? Naprawa czy wymiana urządzeń hydraulicznych jest celowym działaniem, ponieważ ma spowodować usunięcie wcześniejszych, niezauważonych przedtem wad i usterek, itp., prawda. Fajna perspektywa, jedynie czy zawsze osoby trzecie muszą wskutek tychże przedsięwzięć ucierpieć, bo partacze (niewyjechani za granicę) schrzanili robotę dla wyciśnięcia ze zleceniodawcy maksimum kasy, ile się tylko uda? Nie rozumiem ludzkiego złego myślenia, ba, wręcz braku logiki.

Dobrze więc się stało, że nie musiałem nigdzie pilnie wyjść z chałupy, inaczej miałbym aktualnie za darmo basen (marzenia z lat odległych) i pisałbym do Was stamtąd właśnie, a konkretnie pluskając się z piszcząca zabawką w dłoni oraz siedząc na materacu albo w gumowym kółku, takim dla małych dzieci, kiedy chce się je (te szkraby naturalnie) nauczyć pływać w brodziku lub czymś podobnym.

Żarówki również nie mogę odpalić w łazience, zatem nici z golenia, kąpieli, prania, itd. przez najbliższe 2 tygodnie. Ciekawe, jak będę wyglądał? Czyżby Mikołaj?

Powód? Zalana instalacja elektryczna, a skutek znany: „prąd kopie, wywala korki” (wkłady topikowe – fachowa nazwa; w sklepie z asortymentem owego typu się dowiedziałem) – ostatni „bezpiecznik” wyzionął ducha i musiałem zakupić kilka nowych sztuk.

Ściana po której obijał się strumień mokra strasznie i nie wyschnie zbyt szybko, gdyż na dworze (polu!) zimno, w końcu za oknem lato uciekło do cieplejszych krajów jakby nie patrzeć. Zapowiada się niezła jazda, elegancko zostałem załatwiony na cacy, urzędasy także zero pomocy (a spróbuj nie zapłacić czynszu w terminie, to naliczymy ci karne odsetki), nie lubię i nie polecam.

Dziś nie będzie żadnej piosenki, do momentu aż znajdę adekwatny utwór, bo wk**w do tej pory trzyma mocno. Sąsiadowi obok, tj. drzwi dalej, w zeszłym roku rura z wrzątkiem nie dała rady i postanowiła pięknie pęknąć (skorodowana na wylot), dosłownie wybuchła zaraz po Bożym Narodzeniu, tj. 27.12. Pytanie za 5 PLN zadam w zamian: jestem następny do odstrzału? Oby tak się nie stało.

sobota, 12 grudnia 2015

A very annoying song...

U każdego z osobna na pewno już rozpoczął się okres przedświątecznego kupowania prezentów, żeby później obdarować nimi rodzinę i pozostałych różnych ludzików, np. znajomych. Do rejestru zakupów można by jeszcze dopisać jakieś inne przedmioty, które widać się przydadzą lub będą potrzebne. W tym celu większość (jeśli nawet nie wszyscy) jedziemy do sklepów wielkopowierzchniowych, ponieważ tak jest szybciej, wygodniej (do czego służy internet?) oraz ogólnie mamy pod ręką przysłowiowe „mydło i powidło”.

Ja też ostatnio odwiedziłem (czytaj: dzisiaj) taki obiekt i myślałem, że zwymiotuję płacąc pieniędzmi przy kasie za zakupione towary, bo ile razy da radę zagrać tą/tę samą nutę w odstępie zaledwie kilkunastu minut. Rozumiem, że zacięła się maszynka do odtwarzania krążków CD, zwana potocznie szafą grającą, ale nikt niestety nie naprawił w porę (nóż w kieszeni dawno się sam otworzył, a jakże) i to już była lekka przesada. Madame A. całkiem niedawno napisała, jaki utwór jest maksymalnie denerwujący, czyli na tzw. cenzurowanym, zatem nie powtórzę, tylko wstawiam go na dole tego wpisu jako pierwszy w kolejności do posłuchania (nie wierzę, że to napisałem).

Evergreen jak się patrzy (30 roczków od wydania robi swoje), ale cóż, takie pokręcone obecnie mamy czasy, że właściciele sieci handlowych chwytają się rozmaitych tricków, aby przyciągnąć do swoich włości możliwie największą liczbę klientów, jakiej nie ma konkurencja naturalnie. Gdyby nie zagrano tego mdłego hiciora sprzed lat kilkudziesięciu, to mniemam uważają oni, iż Gwiazdka mogłaby się w ogóle nie odbyć oraz ewentualnie od razu spisać ją na straty.

Kolejne porównanie przychodzi mi do głowy, że sprawa z tym „czymś” ma równoległe powiązanie z filmem pt. „Kevin sam w domu” (beznadziejny tytuł – trzeba było zostawić oryginał; kto go tak dziwacznie przetłumaczył i kim był zlecający?[sic!]), a ten przecież nie schodzi z ramówki corocznej nadawcy nigdy w wiadomy dzień, prawda. Protestowali ludzie, w celu przywrócenia z powrotem na antenę, kiedy się okazało, że ta stacja zamierza raz na zawsze pozbyć się i uśmiercić problem. Skoro w mediach pojawiają się wzmianki dotyczące obu wymienionych, zatem należy się przygotować na nadciągające szaleństwo świąteczne.

Nie pojmuję natomiast, jakim cudem ów numer stał się nieoficjalnym hymnem Bożego Narodzenia. Ma tyle cech łączących, co np. drzwi z lasem. Smutny kawałek jakkolwiek nie spojrzeć na tekst, a mimo znajomości odpowiedniego języka obcego ludności się nadal podoba (chyba ze względu na wpadającą w ucho i rytmiczną melodię). Z tej oto racji przypomniał się dawno niegrany nr 2 i 3 na poniższej liście. Uczucie identyczne, ale klimat niewłaściwy (brak śniegu i „magii” wydarzenia; jedynie głośno myślę sobie). Zmiany nawyków i przyzwyczajeń raczej ciężko oczekiwać.

piątek, 4 grudnia 2015

St. Andrew's day...

Voodoo.

Wszyscy chyba w życiu słyszeli kiedykolwiek o tego typu obrzędach religijnych. Tak, to prawda, na całym świecie znajduje się rozproszona rzesza wyznawców tego kultu, o czym możecie przeczytać po otwarciu powyższego linka.

Nawiązuje do tego, gdyż nie dalej jak prawie tydzień temu w nocy z niedzieli na poniedziałek były Andrzejki i (być może) ktoś przelewał gorący, roztopiony wosk do misy z zimną wodą w środku (kiedyś częściej; teraz prędzej stearyna ze świec) przez otwór wielkiego klucza, żeby sprawdzić jaka czeka go niespodzianka w nadchodzącym przyszłym roku.

Rytuał ten podany mogą jedynie wykonywać kobiety, gdyż panowie mają w celu ustanowiony odrębny czas, a mianowicie kilka dni przed tym wydarzeniem są imieniny Katarzyny, tj. 25 listopada i w przeddzień faceci również mogą sobie powróżyć, jeśli chcą oczywiście, chociaż większość pewnie zacznie się śmiać mówiąc, iż w XXI wieku nie bierze się za dobrą monetę zabobonów jak dawniej.

Prawda czy nie, istnieje przepowiednia dla każdego i tylko od tej osoby zależy, czy uwierzy w dane proroctwo lub nie. Zapytacie, co łączy te oraz pozostałe przeróżne dziwne misteria? Otóż są to znaki. Dla nas jest czymś normalnym, że parafina leci strumieniem do miednicy, a inny człowiek powie, że ów omen ma cudowne właściwości, o których nikomu się nie śniło wcale, nawet gdyby był filozofem.

Nie wiem, czemu utarło się jakoś, że szaman albo magik koniecznie musi pochodzić z wioski afrykańskiej; ot, zwykły przesąd i tyle. Ongiś „straszyło się” nimi niegrzeczne dzieci, co miało skłonić je do zaprzestania biegania tudzież pokrewnych, niespokojnych zachowań. Osobiście brzydal ze mnie niczym zielony, tłusty ogr z pewnej znanej animacji, więc przekazuję już Wam poniższy oto kawałek. Proszę się nie bać, video stworzone jedynie na potrzeby promocji srebrnego krążka CD.
www.youtube.com/#VoodooPeople

wtorek, 24 listopada 2015

Destination: Italy...

Cytron.

Zapytacie pewnie, co to jest i skąd się wzięło? Wyjaśnione zagadnienie znajduje się tutaj. Ja też nie wiedziałem, więc samodzielnie sprawdziłem. Przywieziony dawno temu przez Aleksandra Wielkiego jest bardzo cenny, a nawet wręcz niepowtarzalny. A dlaczego akurat teraz o tym piszę? Powody są 2 i za chwilę postaram się Wam wszystko wytłumaczyć.

Primo: owoce te są hodowane owszem oraz wyłącznie w Kalabrii, południowym regionie Włoch, choć tak naprawdę przybyły do Europy z Azji, a konkretnie z Chin. Wymieniony obszar terytorialny tego państwa słynie jeszcze z wielu innych rzeczy, ale zapewne już słyszeliście na ten temat, więc w tym momencie to pominę.

Drugo: skórka tych płodów natury jest nader gruba oraz kwaśna, toteż znakomicie nadaje się do kandyzacji, czyli uzyskania słodkich dodatków do ciast czy deserów, przy zachowaniu odpowiednich procedur, o których mowa w podanych przeze mnie linkach. Daję w tym miejscu taką oto przyspieszoną wersję (w przykładzie występuje pomarańcza):www.youtube.com/#HowTo

Jednego tylko nie powiedziałem, a mianowicie, że największym odbiorcą surowca i zarazem producentem gotowego produktu są nasi zachodni sąsiedzi, czyli Niemcy.

Ultimo: od początku tego miesiąca w każdym domu praktycznie trwają przygotowania do Gwiazdki. Na stole tudzież w sklepach lub cukierniach kilka dni przed 24 grudnia oprócz tradycyjnych dań na 100% pojawią też wypieki we wszelakiej postaci, np. strucli.

Gdzie zatem wymieniony punkt wspólny? Zima nadchodzi wielkimi krokami, chciałem zwyczajnie po prostu przypomnieć Wam cieplejsze miejsce w celu rozgrzania się odrobinę, choćby nawet w wyobraźni i uzmysłowieniu sobie, że warto tam pojechać na przyszłoroczny urlop. Przyczyna: obejrzyjcie poniższe video. Miłego oglądania pożyczam!;)
www.youtube.com/#Filmed@MinistryOfSoundStudiosInLondon

sobota, 21 listopada 2015

Birthday party...

Urodziny.
Ten okropny dzień, który każdy człowiek ma (na całe szczęście) tylko 1 raz w roku, dla mnie wypada jutro. Z przodu cyfra 3, a dalej niestety nie powiem, bo czuje się z tym źle; obciach po prostu i tyle. Piszę więc właśnie teraz, ponieważ jutro znów będą: sztuczne uśmiechy (jak głupi do sera – moja rodzicielka zawsze tak mówi), telefony, itp. Złość mnie ogarnia niesamowita.

Zacznę od początku. Dziś po południu dowiedziałem się od osoby dobrze mi znanej, że nie może się ze mną dogadać, ze względu na odmienne zdanie w KAŻDEJ sprawie lub temacie. Zwyczajnie nie ma jakiejkolwiek kwestii, w której moglibyśmy się zgodzić oboje na 100%. Dostało mi się też porównanie do panów D. Tuska i J. Kaczyńskiego, choć ciężko zgadnąć powód. Z czego obie podane sytuacje wynikają nie wiem, ale podejrzewam, że „niezgodność charakterów”, jak się ładnie określa na papierkach rozwodowych.

My mother również potrafi swojemu synowi, czyli me, nieźle dokopać. Przyczyna błaha i prozaiczna: zjadłem wszystkie ciastka, które przyniosła do domu ze względu na ich szybki termin przydatności do spożycia (nadzienie kremowe jako wypełniacz odśrodkowy). Poleciła, abym udał się ponownie do sklepu w celu nabycia nowych, świeżych, co skwitowałem oczywiście odmową (oglądałem mecz w tv).

Wk**w mam totalny, jeszcze gdy sobie przypomnę, iż:
- nie mam pracy i prawa jazdy kat. B, które jest wymagane dla większości ogłoszeniodawców (a przecież zawsze chciałem jeździć, ehh...),
- cierpię na brak lepszego wykształcenia, co pozwoliłoby mi wyrwać się ze slumsów oraz rynsztoka w jakim tkwię od dawna,
- sąsiad z góry (przypominam, że mieszkam w bloku z lat 70. ubiegłego wieku) nap******a codziennie elektronarzędziami, gdyż jak się wyraził: „mam w końcu upragniony urlop, toteż przeprowadzam zaległy remont mojej chałupy”,
- lokator naprzeciwko mojej hacjendy żyje na tzw. całorocznej bańce i wraz z bratem ciągle się najpierw wzajemnie karmią wódką albo innym alkoholem, następnie idą spać, a po przebudzeniu okładają pięściami i kopniakami, że niby 1. od tego 2. więcej wypił.

Wymienione to zaledwie wierzchołek góry lodowej, a naprawdę ogarnia piszącego powyższy tekst (moi) nic jedynie pusty śmiech i bezradność w stylu: WTF? What am I doing here? Żałosne, prawda? Yeah, come on, you can laugh now, if you really want/need to do it.

Corocznie gram sobie kilka razy, żeby nie zapomnieć skąd pochodzę, ten oto kawałek. Zmiany żadnej nie oczekuję, więc tak samo, jak autor utworu mówię tylko jedno słowo: dzięki.

piątek, 20 listopada 2015

Adagio for Strings...

Wspomniany wyżej gość napisał chyba najbardziej znany utwór w historii muzyki, czyli Adagio for strings. Było to ok. 2 tygodnie temu (dokładnie to 5.11), lecz w 1936 roku! Niezłego starocia znalazłem fartownie jeszcze raz (bo podobne przypadki już się zdarzały przedtem) ostatnio w swoich zbiorach, więc postanowiłem o tym napisać tutaj; wcześniej nie dało rady (przepraszam), bo miałem na karku UP, a tekst na ten temat mogliście przeczytać w poprzedniej notce.

Film pt. „Platoon” (Pluton) w reżyserii Oliviera Stone'a z pewnością kojarzy każdy Czytelnik. Otóż ta pieśń, pojawiająca się tam oraz stanowiąca niejako kawałek soundtrack'u do obrazu pasuje jak ulał, ponieważ ma skłonić widza ku przemyśleniom w sprawie wiadomej, czyli mordu wojennego (przypomina Wam to cokolwiek?). Dlatego też chętnie po nią sięgają organizatorzy publicznych pogrzebów, także tzw. celebrytów. War never changes.

Chciałbym oprócz tego nadmienić, iż mam dziwne wrażenie odnośnie mediów – wszystko się jakby zazębia i zjada własny ogon (zważywszy na wybrany niedawno rząd będzie znacznie gorzej). Telewizja niczego nowego niestety nie oferuje, np. obecnie panuje moda na przerabianie zasobów w celu digitalizacji dla przyszłych pokoleń; identyczna sytuacja ma miejsce w radiu i prasie. Wymieniony przed chwilą tytuł również został poddany temu procesowi, toteż obejrzałem zrekonstruowaną wersję, zatem na świeżo opisuję swoje doświadczenia.

Przepisywanie cudzych dzieł to rzecz znana od bardzo dawna, ale nie można tego robić powiedzmy „nuta w nutę”, więc (prawie) zawsze uda się z oryginału wyciągnąć „coś” odrobinę więcej niż autor mógłby sobie nawet wyobrazić, gdyby żył. Właśnie tak działa tworzenie remix'ów. Czasami są one lepsze od niedoścignionego pierwowzoru (za ów uważam ten wymieniony oczywiście), a innym razem okazują się być totalną klapą. Nikt jak dotąd nie przebił ostatniego na wskazanej przeze mnie liście (najczęściej grane przez stacje w eterze); czekamy nadal na zwycięzcę.

W omawianym casus inaczej nie może się sprawić. Poniżej znajdziecie kilka przykładów, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że występują różne interpretacje, rozumiane przez kogoś całkowicie odmiennie od pozostałych. Skrajne puszczam Wam z winyla, natomiast reszta ma postać cyfrową.

poniedziałek, 9 listopada 2015

My country, so beautiful...

Niedługo zwierzęta te zaczną swój okres przygotowawczy; wszak niby pracują tylko albo zaledwie aż 1 noc w całym roku, to jednak trening czyni mistrza jak ktoś kiedyś mądrze powiedział. Ja chyba też dołączę do nich, bo tak: zarobek będzie wyjątkowy, trochę się człowiek narobi po uszy, ale co tam; poza tym życie w Finlandii poznałbym od podszewki, ponieważ nigdy tam jeszcze nie byłem niestety, a podobno mają swoje różne specjały do spróbowania (czy aby na sucho? Hahaha, nigdy w życiu).

Kraj ojczysty niewiele ma do zaoferowania ludziom takim niczym piszący do Was ludzik. Ostatnio znowu przekonałem się, że nawet urzędnikowi, który notabene niejako jest opłacany z pieniędzy podatników, czyli m.in. moich poniekąd też, trudno jest ruszyć swoje 4 literki zza biureczka i pogadać z typowym bezrobotnym, choćby w korytarzu budynku, w którym owa instytucja się znajduje. Zgadza się, właśnie w ten sposób uczyniła pracownica urzędu.

Wcześniej, tj. podczas wizyty w październiku, otrzymałem tam magiczny papierek, co ma na samej górze wydrukowane literki w kształt napisu „Skierowanie”. Akurat ten druk nic złego w dalszym ciągu nie oznacza (ten drugi, gorszy formularz nazywa się „Wykreślenie i utrata statusu bezrobotnego na X dni”), lecz bywa bardzo wkurzający. Człowiek wtedy musi uganiać oraz użerać niekiedy z (być może) potencjalnym i dziwnym pracodawcą lub jego przedstawicielem (jeleniem nie chcę zostać, przykro mi, zły adres tudzież bajka); oczywiście nie należy taka sytuacja do najłatwiejszych czy lubianych przez nikogo.

Dostałem więc tego typu blankiet i skontaktowałem się z dawcą (nie mylić z tymi, którzy oddają narządy i organy własne do np. przeszczepów) feralnego ogłoszenia. Okazało się, że firma ta ma swoje biuro w prywatnym szczecińskim domu na nowo wybudowanym osiedlu u 1 ze wspólników. Dogadałem szczegóły i pytam, kiedy ten gość przyjedzie do Gdańska, żeby skontrolować swoich pracowników (zapomniałem z wrażenia napisać, iż anons był w sprawie przyjęcia do pracy jako telemonter światłowodów).

Rozumiem, że przedsiębiorstwo na dorobku i nie mają tutaj żadnego raczej nie inaczej biura otwartego, więc wypadałoby właściwie spotkać się w jakiejś restauracji czy czymś podobnym, a ten facet mianowicie... przyjechał na umówiony termin. czyli 29.10.2015 r. oraz miejsce starym Peugeot Boxer rocznik nieznany i w nim przeprowadzona została tzw. rozmowa kwalifikacyjna.

Nie przebrnąłem do 2. etapu rekrutacji, ponieważ nie posiadam driving licence cat.B i uprawnień spawalniczych. Paranoja normalnie, żeby nie powiedzieć skandal. Później ktoś czuje się źle i denerwuje, że każdy go olewa, lekceważy, brak szacunku, itd. Bezczelność nie zna granic. Tylko gdy ja zacznę tak robić, wtedy sam sobie wyrządzę krzywdę, bo nadal pozostanę bez zatrudnienia. Jak się cenić, to na maxa.

Niezła parodia, co? Na razie póki list z kolejnym zaproszeniem o stawiennictwo w PUP daleko ode mnie, tzn. mam spokój. Obsunąłem i zrąbałem odpowiednio (czytaj: powiedziałem głośno, co myślę o ich formach pomocy –thanks a lot...4 nothing) wspomnianą wyżej urzędniczkę, toteż pewnie mój postulat o nie przekazywaniu mi głupich propozycji spełznie again na niczym. Przynajmniej nieco się wyluzowałem, gdy poleciał jad języka oraz żółć z wątroby.

środa, 28 października 2015

Crossing lights...

Wczoraj, gdy byłem na mieście, przechodziłem przez kolejne bardzo niebezpieczne skrzyżowanie. Tak, wiem, że w naszym kraju aż roi się od tego typu lokalizacji, ale cóż poradzić, kiedy na budowę czy remont/przeprojektowanie ciągle brak funduszy w budżetowym banku.

Oprócz wspomnianych tzw. „świateł” (nomen omen odniesienie do poprzedniego wpisu), które obowiązują wszystkich użytkowników dróg, czyli zarówno pieszych, jak również rowerzystów i kierowców, są w tamtym miejscu wymalowane znaki poziome (wymalowane na jezdni ostrzeżenia o redukcji prędkości jazdy).
Piszę o tym dlatego, że jakiś wariat drogowy widząc, iż pozostała grupa ludzi stojąc na chodniku przystanku, wraz ze mną osobiście, po opuszczeniu pojazdu szynowego, znanego bardziej tudzież lepiej jako tramwaj, chciała przejść na sąsiednią stronę ulicy, więc zamiast umożliwić im/nam tego typu zachowanie zablokował je chamsko wręcz poprzez dodanie „gazu” w swoim aucie i na „zebrze” pozostał jedynie świst wiatru po przejechaniu samochodu oraz brzydko pachnący zapach spalin.

Reszta sklęła jakkolwiek bądź miała w myślach albo na języku wymienionego faceta, lecz było to później, tj. dopiero wtedy, ponieważ należało odskoczyć w bok, żeby uniknąć zderzenia czołowego w celu udaremnienia szansy zostania mokrą plamą na asfalcie. Całe szczęście, że mamy jesień, a nie zimę, inaczej byłoby krucho – zwolniona reakcja hamowania, w dodatku szybciej zapada zmrok, toteż widoczność kogoś bez odblasków zmniejsza się o kilkanaście procent.

Wniosek nasuwa się 1, a mianowicie: w Polsce nie szanuje się piechurów (na zachodzie jest zupełnie odwrotnie; tam mają oni pierwszeństwo), nawet na szlakach komunikacyjnych nikt nie ma życia, bo słychać trąbienie klaksonów, zajeżdżanie przeciwległego pasa, nieprawidłowe wyprzedzanie, itp. Gdyby nie kilka rzeczy, co nas odróżniają od innych narodów, wówczas pomyślałbym, że mieszkam w Rosji lub byłych republikach post-radzieckich.

Żadna ustawa w parlamencie nie zmieniłaby kompletnie niczego. Komu są potrzebne wszelkie spowalniacze („śpiący policjanci”) czy blokady, skoro można je bezproblemowo ominąć, chociażby biorąc za wyznacznik podany wyżej przykład? Nie mam zielonego pojęcia, może ktoś mi wytłumaczy cały ten fenomen.

piątek, 16 października 2015

Army of lights...

Iluminacja.

Nieraz zastanawiam się, czy byłoby możliwe życie na Ziemi, gdyby nie odkrycie ognia? Dlaczego akurat potrzebujemy tego źródła, żeby gdzieś mieszkać, pracować, itd., wcale nie w absolutnej ciemności? Ot, zwyczajnie takie małe rozmyślania przy jesiennym deszczu za oknem. Zimno, szaro, buro i ponuro – niby zwykły frazes, ale dobitnie potrafi określić obecną sytuację pogodową oraz jakby nie patrzeć także kalendarzową.

Baterie również odmawiają posłuszeństwa, bo słońca brak i naładować ciężko. Gdyby nie wynaleziono energii elektrycznej, wtedy byłoby jeszcze gorzej. Słowem: bez prądu daleko nie zajedziemy. Fajnie, że ktoś skonstruował różnego typu maszyny oraz urządzenia, dzięki którym egzystencja stała się łatwiejsza, a my możemy świat podglądać również w nocy, bez wyrządzania nikomu krzywdy. Na pewno każdy z Was ma teraz przed swoimi oczami pewien obrazek, znany np. z teledysków stacji muzycznych albo audycji popularnonaukowych nadawanych w telewizji. Nieźle też wygląda rzesza włączonych telefonów na koncercie muzycznym, prawda?

Blask, który towarzyszy nam już od bardzo dawna, kojarzy się pozytywnie, miło, sympatycznie. Nic w tym dziwnego, bo żar z paleniska przyciągał jednakowoż wszystkich – począwszy od ludzików pierwotnych, aż po dzień dzisiejszy (chodzi mi tu np. o wyjazdy wakacyjne, bez użycia do tego celu usług biur podróży wszelakiej maści). Każdy chciałby się ogrzewać nie tylko kocem czy śpiworem, ale najpewniej ciepłem drugiej osoby (zwłaszcza niewiasty).

W nawiązaniu do tego ostatniego powyżej pragnę przypomnieć, że na przestrzeni wieków w literaturze pisarze często gęsto, podobnie jak w pozostałych dziedzinach, utwierdzali mężczyzn (kogóż by innego, ehh), iż właśnie kobieta powinna być światłem dla nich, tzn. kimś najważniejszym, bez żadnej możliwości negacji określonego stanu rzeczy.

Hm, innymi słowy mam do armii Czytelniczek, napędzających nasz glob niebieski swoim własnym akumulatorem z osobna pytanie (oczywiście faceci także mogą się wypowiedzieć na ten temat, a jakże): macie może jakieś inne skojarzenie po przesłuchaniu poniższych utworów audio-video? No cóż, ja nie mam, więc to oznaczałoby, że aczkolwiek starzy mędrcy żyli sporo czasu temu, lecz spostrzegli głębiej, czyli mieli rację. Ale cicho sza, niech sobie myślą, że to wymysł współczesnych uczonych.

wtorek, 6 października 2015

High by the beach...

Jesień.

Kolejny raz niebieska planeta obraca się własną bryłą w kierunku odwrotnym do Słońca, zatem należy przygotować i wyjąć z szafy grubsze ubrania. Każdy z nas robi to bardzo niechętnie, wszak wiadomo przecież, że większość ludzików jest ciepłolubna, czyli zimna nikt nie kocha, chociaż naturalnie mogę się mylić, rzecz jasna.

Wraz z końcem lata przerwane zostały też wakacje od szkoły i urlopy pracujących zawodowo. Ale za rok znowu się przywitamy i będzie jak powinno, tzn. niczym nieskrępowany, niezakłócony odpoczynek na maxa. Od nowa chłopaki na plaży rozpoczną podrywanie dziewczyn, by przeżyć razem przygodę albo romans na wczasach. Niektóre z tych rzeczy zostaną na zawsze, a pewne niestety nie, bo tak postanowiły obie osoby niezależnie od siebie. Po prostu życie toczy się dalej i tyle. Ci, co znaleźli swoją tzw. drugą połówkę (chociaż wcale nie mam na myśli butelki wódki) są na pewno teraz niezwykle szczęśliwi.

Dziewczyny jak faceci mają w sobie różne dziwne jazdy (ja sam przynajmniej tak to nazywam). Nie wiem dlaczego, ale to prawdopodobnie wina wszędobylskich mediów wszelakiej maści, że wykreowały smutny i zły wizerunek wszystkich przebywających w kurortach, posiadających mnóstwo czasu wolnego zwanego potocznie kanikułą. Dalej obraz znany, więc nie muszę zbytnio tłumaczyć, o co chodzi, prawda.

Na pożegnanie tegorocznego sezonu tudzież ku przestrodze na kolejny puszczam Wam fajną piosenkę. Pocieszenie żadne, bo efekt solarium wróci dopiero za ok. 330 dni.
PS. Nigdzie nie mogłem wykopać remix'u, toteż posłuchajcie bezpośrednio z setu Markusa (dokładnie w tym oto miejscu, czyli 01:22:20) z dnia 24.09.2015 r. Enjoy!

poniedziałek, 21 września 2015

The K word...

Bezradność.

Aż chciałoby się rzec: I'm less than nothing. Now you should ask: why? My answer is: I don't know, maybe because that is. Simple and easy as pie. See down below.

Dzwoniła dziś do mnie kobieta z Urzędu Pracy. Miała potwierdzić moje uczestnictwo w jakimś tam projekcie (bo zostałem wcześniej wezwany w ubiegły czwartek, tj. 17.09.2015 r., na comiesięczną kontrolę stawiennictwa – czytaj: czy coś się zmieniło, in + w kierunku znalezienia zatrudnienia, rzecz jasna). Niestety, oczywiście nie udało mi się dostać na ten kurs, który ma na celu pomóc bezrobotnym, takim jak np. ja, podnieść kwalifikacje. Wiadomo, chętnych wielu, a miejsc jedynie 15 albo 20. Szkolenie owe zacznie się 05.10 br. a skończy w lutym przyszłego roku i obejmuje zagadnienia w zakresie programowania skryptowego, tzn. stosowany tam będzie język o jakże wdzięcznej nazwie Python. Po więcej informacji odsyłam tutaj.

Szkoleń o innym charakterze obecnie przybyło, do tej nielubianej instytucji, o dziwo sporo, tzn. resort ministerialny sypnął trochę dukatami z sakiewki; wszak idą wybory parlamentarne i trzeba zakneblować usta malkontentom tudzież wrogom, że niby coś tam robią aby zmniejszyć cudownie bezrobocie oraz poprawić notowania własne przy okazji. Planują upieczenie 2 rzeczy na 1 ogniu.

Zastanawiam się zatem teraz: zgłosić się jeszcze raz na pozostałe warsztaty albo może lepiej dać sobie z tym spokój? Nikomu niepotrzebny, ponieważ nawet na głupie zajęcia nie mogę się załapać, więc co mi z tego przyjdzie. Pozostaje chyba tylko zakląć po cichu, ale siarczyście, stosownie do tytułu tego wpisu.

wtorek, 15 września 2015

I'm like Al...

Al Bundy.

Gdyby nie kilka istotnych rzeczy jak np. żona dzieci, praca,itp., to ja jestem podobny do niego w 100%, tzn. jeśli chodzi o bohatera serialu. Postać grana przez Ed'a O'Neilla jest tak bardzo naturalna i zrozumiała dla każdego, że wiedzą to po prostu chyba wszyscy, czego się zresztą można by spodziewać. Nie znam nikogo, kto twierdziłby inaczej. Czy ja utożsamiam się wręcz z tym kolesiem? Oczywiście, dlaczego miałbym niby zaprzeczać. Więcej cennych informacji znajdziecie tutaj.
Tajemnica to żadna, bo sam też jestem takim życiowym nieudacznikiem. Gdy ktoś mówi, że sprawa ma się zupełnie odwrotnie, wówczas jedynie uśmiecham się,ponieważ zmiany żadnej i tak nie oczekuję, skoro do tej pory (a mam już na karku trochę latek) nic pozytywnego nie zadziało się. Teraz możecie mnie już zastrzelić i będzie załatwione, naprawdę.


Co z tego, że każdy chciałby się kształcić, albowiem należy się liczyć z możliwością zablokowania ze strony osób trzecich. W moim przypadku niestety tak było, więc obecnie kiedy ktoś pyta mnie na interview (bo wciąż na bezrobociu) o nieskończone studia, wtedy zwykle odpowiadam zgodnie z prawdą, czyli: przyczyna tkwiła w braku funduszy finansowych. A czemu o tym wspominam? Przypomniała mi się ta oto scena, wypisz wymaluj adekwatna:


Nie wiem, co nastąpi w najbliższej przyszłości. Posiadając taką informację spróbowałbym przekuć swoje własne niepowodzenia w coś lepszego niż było, choćby i bez powodzenia. Ok, wystarczy takiego mdłego gadania. Czas się przygotować do nadchodzącej wielkimi krokami jesieni.
www.youtube.com/#MainThemeSong

środa, 2 września 2015

Awakening...

Przeprowadzka.

Wiem i pamiętam – tak, zarzekałem się tudzież zaklinałem na cokolwiek, że nie przeniosę nigdy swoich wypocin na inny serwer, ale niestety sytuacja poprzedniego/obecnego jeszcze (przynajmniej do 12.10.2015 r.) usługodawcy oraz firmy hostingowej zmusiła mnie do tego. Niemniej jednak chciałbym wszystkich Czytelników ponownie zaprosić do lajkowania/postowania tutaj.

Bestia obudziła się na nowo (trzeba było tego nie robić, notabene ostrzegałem nawet), sami zresztą posłuchajcie:
www.youtube.com/Awakening

PS. Nie wiem dlaczego, ale ciężko jest zaimportować starsze wpisy z poprzedniego miejsca. Gdy tylko się ze wszystkim ogarnę, to dam znać.