środa, 28 października 2015

Crossing lights...

Wczoraj, gdy byłem na mieście, przechodziłem przez kolejne bardzo niebezpieczne skrzyżowanie. Tak, wiem, że w naszym kraju aż roi się od tego typu lokalizacji, ale cóż poradzić, kiedy na budowę czy remont/przeprojektowanie ciągle brak funduszy w budżetowym banku.

Oprócz wspomnianych tzw. „świateł” (nomen omen odniesienie do poprzedniego wpisu), które obowiązują wszystkich użytkowników dróg, czyli zarówno pieszych, jak również rowerzystów i kierowców, są w tamtym miejscu wymalowane znaki poziome (wymalowane na jezdni ostrzeżenia o redukcji prędkości jazdy).
Piszę o tym dlatego, że jakiś wariat drogowy widząc, iż pozostała grupa ludzi stojąc na chodniku przystanku, wraz ze mną osobiście, po opuszczeniu pojazdu szynowego, znanego bardziej tudzież lepiej jako tramwaj, chciała przejść na sąsiednią stronę ulicy, więc zamiast umożliwić im/nam tego typu zachowanie zablokował je chamsko wręcz poprzez dodanie „gazu” w swoim aucie i na „zebrze” pozostał jedynie świst wiatru po przejechaniu samochodu oraz brzydko pachnący zapach spalin.

Reszta sklęła jakkolwiek bądź miała w myślach albo na języku wymienionego faceta, lecz było to później, tj. dopiero wtedy, ponieważ należało odskoczyć w bok, żeby uniknąć zderzenia czołowego w celu udaremnienia szansy zostania mokrą plamą na asfalcie. Całe szczęście, że mamy jesień, a nie zimę, inaczej byłoby krucho – zwolniona reakcja hamowania, w dodatku szybciej zapada zmrok, toteż widoczność kogoś bez odblasków zmniejsza się o kilkanaście procent.

Wniosek nasuwa się 1, a mianowicie: w Polsce nie szanuje się piechurów (na zachodzie jest zupełnie odwrotnie; tam mają oni pierwszeństwo), nawet na szlakach komunikacyjnych nikt nie ma życia, bo słychać trąbienie klaksonów, zajeżdżanie przeciwległego pasa, nieprawidłowe wyprzedzanie, itp. Gdyby nie kilka rzeczy, co nas odróżniają od innych narodów, wówczas pomyślałbym, że mieszkam w Rosji lub byłych republikach post-radzieckich.

Żadna ustawa w parlamencie nie zmieniłaby kompletnie niczego. Komu są potrzebne wszelkie spowalniacze („śpiący policjanci”) czy blokady, skoro można je bezproblemowo ominąć, chociażby biorąc za wyznacznik podany wyżej przykład? Nie mam zielonego pojęcia, może ktoś mi wytłumaczy cały ten fenomen.

4 komentarze:

  1. Hej:)
    No powiem Ci, że też się spotykałam z takimi zachowaniami, jeszcze jak mieszkałam w Gdańsku... chyba też dlatego nie bardzo lubię duże miasta, bo niby wszystko jest, a kultury jazdy i szacunku wzajemnego jakby ciągle brakuje... i wyobraźni za kierownicą i na drodze, czy to pieszym, czy kierującym... na szczęście mieszkam w takiej okolicy, gdzie straż miejska i policja skutecznie ukarała dla przykładu kilku takich artystów jak ten wyżej wymieniony, słonymi mandatami, a i lokalne media też się spisały... efekt jest taki, że kiedy stoję przed przejściem dla pieszych, większość kierowców jednak mnie przepuszcza, czy to w moim miasteczku, czy w powiecie, czym wzbudza niedowierzanie moich znajomych z innych miast ( tych większych), bo są tym na prawdę zaskoczeni i mile zdziwieni... i też jakby nie postawiłabym na to, że wzrosła kultura w narodzie, a raczej na to, że wzrósł szacunek do pieniądza, który niestety ciężko zarobiony szybko z kieszeni ucieka, kiedy trzeba zapłacić za pralnię chemiczną bo się ochlapało pieszemu płaszcz, albo wpadnie w oko strażnikowi, kiedy się bardzo człek spieszy na zebrze;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację. Piesi w Polsce mają trochę przegwizdane. Nic nie dały ustawy wprowadzone w roku poprzednim o obowiązku zatrzymania się przed zebrą. W dużych miastach jest to jak najbardziej zrozumiałe. Jazda się zaczyna w miasteczkach, gdzie nie ma drogi z 2 pasami ruchu w tym samym kierunku jazdy. Nie raz byłem światkiem tego jak prowadziłem auto i zatrzymuje się przed przejściem i widzę, że 2 baby gadają niecały metr od pasów. Jechać? Nie jechać? Pokazuje ręką żeby przechodziły jak muszą, a one nawet tego nie widzą. Następna sytuacja, pasy oddzielone od siebie jakieś niecałe 70m. ZAWSZE znajdzie się ktoś, kto przejdzie pomiędzy jednym a drugim. Mam to tego podejście takie - nie lubię wymuszać na kierowcach jakiegoś zachowania np. żeby się specjalnie zatrzymywali. Jednocześnie sam jako kierowca nie czekam na niezdecydowanych czy przechodzą przez ulicę czy nie. Sam nie jestem święty, ale nie chce stwarzać niepotrzebnego zagrożenia ruchu dla kogokolwiek. Oczywiście, inaczej sprawa się ma jak są światła i widać czarno na białym kiedy można iść, a kiedy nie.

    A co do zagranicy to trudno mi cokolwiek powiedzieć. Najdłużej byłem w Danii i tam faktycznie kultura jazdy jest zupełnie inna. Ale to i tak wszystko zależy od kierowcy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię być ani kierowcą, ani pieszym. powód? zdaje się oczywisty. tuż przed wyjazdem na wakacje, jakaś kutwa o mało nie potrąciła mnie i to na przejściu ze światłami. więc i tu pieszy nie może czuć się bezpieczny. zachowanie najwyzszej ostrożności leży po obu stronach. tam, gdzie się urlopowałam, piesi traktowani byli jak największe dobro. ale w większości byli to turyści, a na nich trzeba dmuchać i chuchać:))) wiadomo dlaczego.
    Buenos dias, Senior! Como te va?

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem, Teneryfa jest bardzo w porządku:) Ibiza pewnie też. nie wiem, nie byłam ale wypadałoby się przekonać więc pewnie nadejdzie ten czas gdy zanucę:
    "Whoah! We're Going To Ibiza
    Whoah! Back To The Island
    Whoah! We're Gonna Have A Party
    Whoah! In The Mediterranean Sea"
    póki co z Balearów obskoczyłam Majorkę i-muszę to przyznać- to jedno z piękniejszych miejsc jakie widziałam:)))))) jeszcze do teraz chodzi za mną:
    "Mallorca, extasy and motion,
    oh oh oh .
    That's Mallorca!" itd...
    Moi, je suis ça va:) et Vous?
    Il fait beau aujourd'hui.
    Bonne journée!

    OdpowiedzUsuń